Split to już nie to samo, co niewielki klimatyczny Trogir. To już konkretne miasto. Niemniej jest dla wielu godne uwagi. W dodatku wielbiciele Gry o tron znajdą tutaj coś dla siebie.
Zanim przejdziemy do szczegółów, parę podstawowych informacji dla Was.
Split znajduje się nieopodal Trogiru, a dokładnie 15,35 km w linii prostej. Leży nad Morzem Adriatyckim. W dodatku stanowi drugie pod względem wielkości miasto Chorwacji.
To również jeden z ważniejszych węzłów komunikacyjnych.
Największych atrakcji należy szukać właśnie, niedaleko głównego portu. Nie brakuje w nim wielkich rejsowych statków, kursujących po całym Morzu Śródziemnomorskim. To rzuca się pierwsze w oczy.
Wzdłuż starej części miasta, władze zadbały o przestrzeń dla odwiedzających to miejsce, tworząc dość imponujący bulwar. Pomyśleć, że kiedyś linię morską stanowił Pałac Dioklecjana. Teraz dawny układ miasta możemy oglądać na "malowidle" wewnątrz pałacu, nieopodal południowej bramy.
O pałacu powiemy sobie dokładniej za moment.
Nie można nie zauważyć, że Split, to miejscowość mocno turystyczna. Na bulwarze znajdziemy mnóstwo straganików z pamiątkami. a tuż przy budynkach liczne kafejki i restauracje.
Jednakże oprócz z nich mocno rzuca się w oczy wspomniany przed chwilą Pałac Dioklecjana. Wygląda jakby był wbudowany w budynki stojące tuż obok.
PAŁAC DIOKLECJANA
Wchodzimy do środka i od razu odczuwamy przyjemny chłód. Z początku nie widać nic ciekawego.
Puste przestrzenie z zauważalną wilgocią na ścianach.
Kiedyś w tym miejscu mieszkańcy urządzili sobie śmietnisko. Teraz nie ma po nich śladu, a twórcy Gry o Tron ujrzeli tam idealne miejsce to nagrania scen.
Przyznam się, że nie widziałam filmu, więc musiałam mocniej nadwyrężyć wyobraźnię, aby dostrzec to, co twórcy Gry o Tron. Dla wielbicieli to istna gratka być tam i zrobić sobie zdjęcie. Nawet ja się o nie podkusiłam.
Czym jednak był pałac w latach swojej świetności?
Jak widzicie poniżej całe obecne stare miasto mieściło się w prawie prostokątnym układzie murów. Wówczas należało do Rzymian.
Dioklecjan, władca rzymski osiadł tutaj w ostatnich latach swojego życia.
Pałac zbudowano z wapieni wydobytych z Wyspy Brać. Posiadał też wieże, z czego dzisiaj możemy podziwiać tylko trzy.
Dawne komnaty przeobrażono w bazar pełne świecidełek i mniej efektownych pamiątek. Idziemy dalej do podziemi. Widzimy tutaj między innymi salę tronową z filmu, miejsce gdzie wytwarzano oliwę, kaplicę czy miejsce z pustym sarkofagiem. Dzięki temu mamy okazję poznać układ dawnego pałacu.
POMIESZCZENIE, GDZIE PRODUKOWANO OLIWĘ
SARKOFAG
Z podziemi wychodzimy już inną stroną.
Zachowana do dzisiaj kolumnada, którą widzimy po wyjściu, to część dawnej kwatery prywatnej Dioklecjana. Nieopodal znajduje się jego mauzoleum, przeobrażone obecnie w katedrę.
Dzwonnica wyrastająca zza kolumn, powstała już później.
Tutaj, podobnie jak przy Koloseum w Rzymie można zrobić sobie zdjęcia z panami ubranymi, jak żołnierze rzymscy. Jeśli nie jesteście przekonani do miejsca, to inni żołnierze będą czekali jeszcze w jednym miejscu.
KATEDRA I NIE TYLKO
Udajemy się do katedry, gdzie oglądamy ciekawą ambonę oraz rzeźbę Dalmatinaca (twórcy Katedry w Szybeniku).
Następnie idziemy na tyły katedry. Mnie najbardziej zachwyciły kwiaty bugenwilli wrastające w mury.
Po chwili wracamy do okolic kolumnady. Zanim jednak cofniemy się na bulwar idziemy dalej drogą na wprost mijając różne uliczki, co zawsze bardzo lubię. Trafiamy w pobliże Złotej Bramy, gdzie robimy sobie zdjęcie z żołnierzami. Całkiem fajna zabawa, a miecze mieli całkiem ciężkie.
Złota Brama zresztą kiedyś stanowiła główne wejście do pałacu.
Na przeciwko rzuca się w oczy wielki posąg. Przedstawia biskupa Grzegorza z Ninu. Mówi się, że pogłaskanie jego palca ma przynieść szczęście. Tuż obok wyrasta jeszcze dzwonnica. Niegdyś stanowiąca część nie istniejącego już klasztoru Benedyktynów.
Wracamy z powrotem do placu z kolumnami i zbaczamy na prawo. Mamy tam najwęższą uliczkę starego miasta i kaplicę św. Jana Chrzciciela. Dawniej była to świątynia Jowisza. W chrzcielnicy obecnie turyści wrzucają parę groszy. Podejrzewam, że ma to posłużyć szczęściu lub sprawić, aby tutaj jeszcze wrócić. Jak to jest dokładnie, szczerze mówiąc nie wiem.
Byśmy mogli wrócić na bulwar, można przejść tą wąską uliczką i pokrążyć nieco po innych zakamarkach. Polecam schłodzić się po drodze lodami. Za koszt 10kn dostaniecie sporą porcję.
Na koniec wybieramy się jeszcze na główny deptak. Nie ma tutaj jednak nic szczególnego. Podobno zimą mieszkańcy zjeżdżają tutaj na sankach.
Nie pozostało nam nic innego, jak kupić parę pamiątek i powdychać morską bryzę.
Split to spore miasto i poza starówką ciężko znaleźć coś wartego uwagi. Trogir, czy Szybenik ma swoją duszę, tutaj tego nie czułam. Zresztą za metropoliami i większymi miastami nigdy szczególnie nie przepadałam. Może to jest przyczyna. Nie znaczy, to oczywiście, że nie było warto Splitu zobaczyć. Każdy powinien wyrobić swoją własną opinię na temat danego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz