Istnieją miejsca, gdzie nie będzie się nudzić ani dorosły ani dziecko. Jednym z takich miejsc jest Oceanarium w Lizbonie. Nie będziecie mieli ochoty stąd wyjść. Wiem po sobie.
Zaczęło się od tego, że wybierając się kolejny raz do Portugalii chciałam zobaczyć coś czego jeszcze nie widziałam. Właśnie oceanarium było takim miejscem.
Pomimo, że był to dzień wylotu nie mogłam sobie tego odpuścić. Wybrałam się tam już bez mojej towarzyszki podróży. Sprawdziłam, jak dojechać tam metrem i ruszyłam przed siebie. Miałam lekkie obawy, czy przesiadając się nie pomylę linii metra. Jednakże było to całkowicie bezpodstawne. Metro w stolicy działa bardzo dobrze i oznaczenia nie pozostawiają wątpliwości.
DOJAZD
Całej trasy nie będę Wam tłumaczyć, bo w końcu możecie ruszać z innego miejsca. Na pewno należy docelowo wsiąść do linii czerwonej i wysiąść na stacji Oriente. Ponieważ stacja znajduje się w obrębie takiego centrum handlowego i macie dwie drogi wyjścia to skierujcie się na prawo w kierunku Tagu.
Okolica ta naznaczona jest nowoczesnymi budynkami, nie to co stare centrum. Idąc delikatnie po skosie należy zajść dokładnie pod same brzegi rzeki, gdyż tam właśnie usytuowano oceanarium w obrębie Parku Narodów (powstały na wystawę EXPO).
z tego miejsca ruszałam
CENY
Mimo, że byłam prawie na samym otwarciu kolejka już zaczęła się do kas robić. Bilet kosztować Was będzie 15,30euro/dorosła osoba lub 9,90euro/dziecko w wieku 4-12lat. Inne warianty biletów, w tym możliwość ich zakupu online znajdziecie pod tym adresem. Mnie jeszcze zapytano skąd jestem, może dla celów statystycznych, nie wiem.
Po zakupie biletu nie pozostało mi nic jak ruszyć na zwiedzanie. Już w pierwszych chwilach zrobiło na mnie spore wrażenie. Być może dlatego, że w żadnym podobnym obiekcie jeszcze nie byłam.W środku zobaczycie florę i faunę wszystkich oceanów.
ZAKAMARKI OCEANARIUM
Na pierwszy rzut pojawia się ogromne można rzec akwarium, a tam najróżniejsze morskie zwierzęta. W tym najdziwniejsza ryba jaką widziałam i do tego wielka. Po powrocie udało mi się dowiedzieć, jak się nazywa. Jest to samogłów.
Poza tym były rekiny,płaszczki i inne.
W dalszej części zamiast akwarium przywitały nas słodkie pingwiny, ciekawe ptactwo oraz śmieszne wydry. Były prawie na wyciągnięcie ręki.
Pingwiny albo pływały, albo sobie chodziły a jeszcze inne "bawiły" się ze sobą. Zrobiłam im niezłą sesję zdjęciową, heh. Po przeciwnej stronie wydry się leniły leżąc na swoich grzbietach bezpośrednio na wodzie,myjąc zęby. Stanowiły dla mnie największe zaskoczenie i nie jeden uśmiech się pojawił.
UŚMIECH PROSZĘ :)
Dalej już, choć mogłam patrzeć na te kochane stworki znacznie dłużej, kontynuowałam obchód. Znów pojawiły się akwaria, a z drugiej strony mniejsze z rafami koralowymi i mniejszymi żyjątkami. Gdzieś za rogiem przyuważyłam pingwiny pływające pod wodą. Nieźle śmigały.
Niektórzy zasiedli przy akwariach i podziwiali te morskie cuda. Gdyby tylko czas nie naglił, spędziłabym tam więcej czasu. Sądzę, że spokojnie 3 godzinki można na to przeznaczyć.
W oddali po wyjściu zobaczycie jeszcze most Vasco da Gamy, tak długi, że nawet ciężko było ująć go w całości na zdjęciu. Niemniej robi wrażenie. Szkoda, że nie było czasu zbliżyć się do niego bardziej.
Jak pisałam na początku Oceanarium w Lizbonie jest dla małych i dużych. Nikt mi nie powie, że nie jest. Jest to miła odmiana po zwiedzaniu ulic starej Lizbony. Gdybyście mieli jakieś dylematy, czy warto, to teraz mam nadzieję, że już ich nie macie.
To był ostatni wpis z serii o Portugalii w najbliższym czasie. Przyszedł czas na nową. A jaką? Wkrótce się dowiecie.
Do usłyszenia Moi Milusińscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz