Madera ma do zaoferowania nie tylko szlaki wśród lewad, ale także szlaki górskie. Najbardziej emocjonujący jest szlak czarny prowadzący od Pico Arieiro do Pico Ruivo, czyli ten najtrudniejszy. Chociaż nie grzeszę kondycją to, nie wyobrażam sobie go ominąć.
WAŻNE
Nie obiecują, że będzie łatwo, ale dla tych widoków warto. Oczywiście każdy samodzielnie musi ocenić swoje możliwości i przede wszystkim zdrowie (jeśli występują jakiekolwiek przeciwwskazania zrezygnujcie). Chodzenie po górach to, nie żarty. Dlatego polecam Wam wykupić taki pakiet ubezpieczenia podróżnego, który zapewnia choćby w minimalnym stopniu jakąś pomoc, w przypadku ewentualnych zdarzeń w górach.
Będę monotematyczna, ale powtórzę. Konieczne jest dobre obuwie, duża butelka wody, prowiant i coś dłuższego na wypadek załamania pogody (np. kurtka przeciwdeszczowa). Przydatna będzie też jakaś czapka i filtr przeciwsłoneczny, gdyż w górach mocniej świeci Słońce. Ponadto nie zaszkodzi mieć latarkę (podczas przejść w tunelach), ale taka w telefonie też będzie w porządku.
Zanim jednak wybierzecie się w górskie rejony, obowiązkowo sprawdźcie przewidywane warunki pogodowe (ryzyko deszczu, burzy i braku widoczności)!!! Co nie znaczy, że nagle coś się nie zmieni.
Istotne jest jeszcze jedno. Idź swoim tempem, to nie wyścigi. W górach jest taka niepisana zasada, idziesz takim tempem jak, najsłabsza osoba. To nie miejsce na szarżowanie i myślenie o sobie. Idziecie razem od początku do końca. Nie ma nic gorszego niż "bieg", gdy najsłabsza osoba idzie daleko w tyle i zostaje pozostawiona sama sobie z presją, że nie nadąża.
Zresztą co to za przyjemność, gdy zamiast podziwiać góry idziesz od punktu a do b, byleby przejść.
INFORMACJE OGÓLNE
Dojedziecie tam wyłącznie samochodem, autobusy publiczne nie kursują. Punktem początkowym jest szczyt Pico Arieiro (1818 m n.p.m.). Znajdziecie tu darmowy parking, nowoczesne schronisko z gastronomią, pamiątkami i toaletami. Kawałek za tym, mieści się jeszcze obserwatorium astronomiczne.
Jeżeli nie jesteście uzależnieni od transportu innych osób, warto spróbować ruszyć na wschód Słońca. Nam się nie udało, mówi się trudno.
Mapa szlaku generalnie jest zbędna wszystko jest dobrze oznaczone. Cała trasa w jedną stronę wynosi 7 km. Sama różnica wysokości pomiędzy Pico Arieiro a najwyższym szczytem Madery, nie jest duża. Pico Ruivo leży bowiem na wysokości 1862 m n.p.m. Także pod tym względem trudno nie jest.
SZLAK
Ruszamy tuż obok schroniska, wyłożoną kamieniami ścieżką. Po chwili możecie być zaskoczeni, droga prowadzi po czymś w rodzaju górskiego grzbietu, gdzie po obu stronach mamy przepaść! Jednakże spokojnie, przejdziecie całkowicie bezpiecznie. Niemniej pomimo, że nie macie lęku przestrzeni, robi to wrażenie. Przejście nawet nagrałam, ale żałuję że nie mam zdjęcia.
Widoki już od początku wywołują niewiarygodne odczucia zachwytu. Idzie się wtedy, raczej żwawo i bezproblemowo. Trasa prowadzi też przez tunele, schodami oraz zjawiskową skarpą; z jednej strony przepaść i piękne góry, a z drugiej strony ściana.
Po drodze warto zwrócić uwagę na skąpą roślinność.
Kiedy przejdziecie 3/4 drogi zrobi się bardziej wymagająco. Pojawią się prawie pionowe metalowe schody i zacznie droga prowadzić pod górę. Wiecie co było zabawne?! Gdy weszłyśmy już po tych schodach, z jakiegoś dziwnego powodu myślałyśmy, że to już. Wtedy kilka osób zaśmiało się i odparło, że jeszcze nie.
Po chwili widzimy, jak kilka osób już wraca. Pytamy się, jak jeszcze daleko. Jedna mówi 15 minut, a druga ledwo łapiąca oddech "dla mnie godzina".
Widzicie, macie teraz porównanie. Masz super kondycję przejdziesz raz dwa. Natomiast słabą, to możesz "wypluć" płuca i przejdziesz to przez znacznie dłuższy czas, ale dasz radę.
Pamiętajcie, idźcie swoim tempem i róbcie przerwy. To podstawa!
Po przejściu tego odcinka idziemy ciekawą trasą wśród białych spalonych Słońcem drzew. Gdy przejdziemy już ten etap w zasięgu wzroku pojawi się schronisko górskie i ostatni etap pod górę na Pico Ruivo.
Ledwo doszłam, ale nie żałuję. Stanąć ponad chmurami, czy może być coś lepszego?!
Doszliśmy na szczyt, ale trzeba też wrócić. Po tych wszystkich schodach, tym razem pod górę! Nie było łatwo, muszę przyznać. Ile razy wyzywałam w duchu, widząc kolejne schody, możecie sobie tylko wyobrazić. W końcu sporo wysiłku już włożyłam idąc na szczyt, więc i mniej sił zostało mi na powrót.
Pod sam koniec mamy jeszcze podejście zwane schodami do nieba i ostatnią prostą.
Do dziś w mojej głowie pobrzmiewają myśli...pokonałam siebie, swoje własne słabości i doszłam do wyznaczonego celu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz