niedziela, 5 lutego 2017

WĄSKIE ULICZKI, KOTY I ....



Gdzie można spotkać wąskie uliczki, koty i...ciekawe miejsca do zobaczenia? Na pewno na nie jednej greckiej wyspie. Chcę Wam opowiedzieć o konkretnym mieście na konkretnej wyspie. Mam na myśli rzecz jasna Kretę.

Rethymnon znajduje się mniej więcej w połowie drogi przemierzając północną część wyspy. Z Chani,stolicy wyspy jedzie się tam około dwóch godzin. Jest zresztą jednym z ważniejszych miast Krety.

Miasto nie było moją bazą wypadową, ale jedna z pomniejszych miejscowości leżąca dalej na wschód.

Z Adelianos Kampos, jak z wielu  innych zorganizowany jest transport do tego miasta. Nie jest to autobus turystyczny tylko taki, którym jeździ również miejscowa ludność.

Dobrze pamiętam pewną starszą Greczynkę, która poratowała mnie od upadku, kiedy mocno autobus szarpnął. Potem nieśmiało obserwowałam, jak kobieta potrójnie składa znak krzyża, za każdym razem kiedy przejeżdżaliśmy obok kościoła. Byłam można powiedzieć, pełna podziwu, gdyż u nas raczej nie spotkasz osoby, która to robi.

Jak to w Grecji marnie szukać jakiegokolwiek rozkładu jazdy. Co prawda jeździ on średnio co 30 minut, ale nie jest to gwarantem. Swoje trzeba postać.

Do Rethymnonu jechałyśmy z 20-30 minut i wysiadałyśmy tuż przy porcie.

ZWIEDZANIE


Miasto może pochwalić się długą piaszczysto-żwirową plażą i deptakiem wzdłuż których posadzono palmy. Nowa część miasta to w dużej mierze hotele, zwłaszcza te tuż przy plaży. Tutaj nie uświadczycie uroku greckich miasteczek. Dlatego od razu skierujcie się w kierunku portu.


Tuż przy nim rzuca się w oczy stara latarnia morska zbudowana niegdyś przez Turków. Chętni mogą za opłatą na nią wejść. Kawałek dalej dla chętnych czeka piracki statek, przemierzający wody Morza Śródziemnego.

W tym miejscu możecie z miejsca zatopić się w uliczkach wyspy lub idąc brzegiem pójść najpierw na twierdzę.


Fortezza jest dość dobrze zachowana z zewnątrz, choć samo wnętrze naznaczone jest czasem.

Została zbudowana przez Wenecjan, aby chroniła miasto przed najazdem Turków. Co ważniejsze jest to największa twierdza wenecka na wyspie.

Na jej terenie zachował się niewielki meczet sułtana Ibrahima, kościółek i parę innych elementów. Reszta to kamienie i drzewka. Za wejście zapłacicie niewiele, bo 4 euro.



Zwiedzanie nie zajmie Wam więcej niż 15 minut. Ponadto rozpościera się z niej też widok na miasto i wybrzeże. Warto luknąć.

Kiedy już nacieszyłyśmy oczy, po wyjściu skierowaliśmy się na prawo, aby pokrążyć po ulicach starego miasta. Po drodze nie zabrakło kotów, które wyglądały na raczej dobrze zadbane.


Szczególnie spodobał mi się pewien śpiący rudzielec. Był po prostu śliczny. W innym miejscu chłopiec bawił się z małymi kociakami. Jestem psiarą, ale koty też lubię.


To tutaj w tych wąskich uliczkach poczułam ducha wyspy. Budynki bardziej lub mniej zniszczone, ale często też przyozdobione donicami, czy kwiatami bugenwilli. Nic tylko cieszyć oko.

Jedyne co może przeszkadzać Wam w spacerze to naganiacze ze znajdujących się za właściwie każdym zaułkiem tawern. Pozostaje podziękować, o ile nie jesteście zainteresowani i iść dalej przed siebie.


Krążąc tak trafiamy na fontannę Rimondi. Woda wylatywała z paszczy wyrzeźbionych lwów. W ten sposób dostarczano wodę mieszkańcom Krety w dawnych wiekach.


Obok niej znajduje się restauracja z podobno najlepszymi kawami i deserami. Jednak wiecie co? Nie mogę zgodzić się z opiniami. Zamówiłyśmy coś z karty, a dostałyśmy zupełnie co innego. Kiedy zwróciliśmy uwagę kelnerowi, że to co na zdjęciu w karcie to nie to samo co nam przyniósł. Pan zrobił się nie miły. Gdyby nie to, że kosztowało to nie mało na pewno byśmy sobie poszły. Niestety dobre też nie było.


Za drugim razem już tam nie poszłyśmy tylko skorzystałyśmy ze zwykłej lodziarni, gdzie za mniej niż połowę ceny, jaką wydałyśmy w tamtej restauracji; zjadłyśmy przepyszne lody. Wam również radzę tak zrobić albo odwiedzić inną tawernę.


Przy okazji przechadzki pozwoliłam sobie poobserwować starych Greków i Greczynki siedzących nieśpiesznie przy schodach i swoich sklepikach. U nas każdy postawiony jest na nogi i ciągle gdzieś się śpieszy, a tutaj można się od nich nauczyć cieszenia się chwilą.


Na koniec poszłyśmy do łuku Guora (Megali Porta), który stanowił część głównej bramy miasta. Tuż zanim znajdował się kościół greckokatolicki, który wystrojem nieco się od naszych różni. Niemniej warto do niego zajrzeć.


Kiedy tylko skończyłyśmy spacer, musiałyśmy poszukać przystanku autobusowego. Jak się okazało znajdował się w niepozornym miejscu, przed marketem. Jeśli Wasza baza wypadowa znajduje się dalej na wschód, tam trzeba się kierować. Znajdziecie go za wielkim boiskiem. Oczywiście ruszając od łuku, przez plac z kościołem i dalej na wprost.

Jeśli chcielibyście podejrzeć sobie życie miasta, to strona miasta daje Wam taką możliwość; poprzez wgląd przez kamery uliczne.


Jak Wam się podoba Rethymnon? Odwiedzilibyście go?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz