Ostatnio pisałam, gdzie możecie przenocować w okolicy Trynidadu patrz tutaj. Także dzisiaj chcę się z Wami podzielić moimi wrażeniami z Trynidadu.
Miasteczko niewielkie, ale niezwykle urokliwe. Otoczone górami Escambray stanowi jedną z najstarszych miejscowości na wyspie. Starówka została wpisana na listę UNESCO, bo zachowała się praktycznie w niezmiennym stanie.
Zwiedzicie go w jeden dzień, a właściwie parę godzin. Jednakże nie omińcie wieczoru, bo będzie się działo. Czas w ciągu dnia poświęćcie między innymi na spacer brukowanymi uliczkami. Domki pięknie odnowione robią całą otoczkę.
Mieszkańcy tutaj żyją na zwolnionych obrotach, jest o wiele spokojniej niż w stolicy. Jednakże kiedy wywąchają nowych przybyszów nie omieszkają podejść w większej grupie i prosić o mydło i inne przybory. Zupełnie inaczej niż w Hawanie, gdzie zdecydowanie preferowali gotówkę.
MUZEUM MIEJSKIE
Generalnie nie ma tutaj wiele do zwiedzania, jeśli chodzi o obiekty. Przede wszystkim będzie to pałac barona cukrowego Cantero, obecnie Muzeum Miejskie. Wchodzi się na dziedziniec, od którego kierujemy się do innych sal, z eksponatami należącymi kiedyś do dawnych właścicieli. Dodatkowo jest tutaj również wieża, skąd po wejściu na sam szczyt rozlega się panorama na miasto i góry w tle, także polecam.
SKLEP NA KARTKI
Tuż naprzeciwko rezydencji możecie zajrzeć do typowego sklepu na kartki, o ile nie zrobiliście tego gdzie indziej. Na pułkach prawie pustki, jedynie jajek zdawałoby się nie brakuje.
KULT SANTERIA
Oprócz tego miejsce to słynie z mieszkających tutaj reprezentantów kultu santeria. Kojarzycie odcinek Martyny Wojciechowskiej Kobieta na końcu świata, gdzie odwiedzała jedną z "kapłanek" właśnie w Trynidadzie? Co prawda, z tą panią nie miałyśmy styczności, ale z innym z nich już tak. Była okazja do zobaczenia, jak wygląda część domu takiej osoby. Był ołtarzyk Yemaia, czyli bogini wody i inne przedmioty z tym związane.
Santeria głównie występuje na Kubie i powstała na skutek, właściwie zmuszenia niewolników plemienia Koruba do wiary rzymskokatolickiej przez misjonarzy w przeszłości. Zastosowano metodę podstawienia danych postaci religijnych w ich wierzenia. W ten sposób plemię Koruba w pewien sposób wykorzystało sposób na to, aby nadal modlić się do swoich bogów.
W miasteczku spotkaliśmy również miejscowych grajków, którzy przygrywali typowy kubański utworek.
CASA DE LA MUSICA
Centrum Trynidadu stanowi tzw. Casa de la musica. Za dnia nie ma nic poza schodami, paroma krzesłami i pobliskiego kościółka. Dopiero wieczorem robi się głośno, rozbrzmiewa muzyka, pojawiają się mieszkańcy, my przyjeżdżający i zaczynają się tańce z dodatkowymi pokazami ognia. Pokazy te skojarzyły mi się z rytmami afrykańskimi.
Jest ku temu powód; otóż w dawnych czasach sprowadzono na wyspę niewolników do pracy przy trzcinie cukrowej, z Afryki. Teraz niektórzy z obecnej ludności to potomkowie tych zniewolonych, więc zapewne ten występ stanowił nawiązanie do tego.
CANCHANCHARA I NIE TYLKO
Mamy oczywiście parę straganów i sklepików. Przeważały głównie koronki, obrusy, kapelusze czy obrazki. Ponadto można tutaj spróbować trunku canchanchara robionego z miodu, cukru, soku cytrynowego, rumu. Smakuje bardzo dobrze, śmiało możecie spróbować.
PLAZA MAYOR
Drugim powiedzmy centrum stanowi Plaza Mayor z barokową katedrą. Na placu zwróciły na siebie uwagę śliczne białe ławeczki, dziś już takich nie robią i ogólnie stan zadbania terenu.
Jak Wam się poszczęści spotkacie na drodze starszego pana z osłem do wynajęcia. Na początku, jak szedł; ani nie nawoływał ani tej tabliczki nie miał. Dopiero potem jak zasiadł powiesił osłowi tabliczkę po angielsku `to rent`. Biedny osiołek, ale raczej chętnych nie było, a i dziadek specjalnie o klientów się nie starał.
Trynidad ma coś w sobie i nie miałabym przeciwko znów tam się pojawić kiedyś w przyszłości. Na pewno będąc na Kubie trzeba tam zawitać, to pewne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz